SEZON 2011

11 czerwiec 2011 167km


DS

Pogoda się stabilizuje. Szlak, którym jedziemy jest zupełnie pusty. Chyba reszta świata rusza później na wyprawy. Podziwiamy krajobrazy i systematycznie poruszamy się do przodu. Mijamy Ostrzyhom z malowniczą zabudową i górująca nad miastem katedrą. Przed nami zakole dunaju, na północ od Budapesztu. Obszar ten jest ulubionym miejscem rekreacyjnym Węgrów, jest idealny na wycieczki dla tych, którzy chcą zobaczyć coś więcej poza stolicą Węgier. Przed nami Budapeszt, do którego centrum ciężko się dostać na rowerze. Mam pewne doświadczenie z poprzedniego roku i znajduje odpowiednie ścieżki rowerowe. Meldujemy się przed Parlamentem i dokumentujemy to zdjęciami. Trasy biegną wzdłuż bulwarów, pełno tu rowerzystów i trzeba uważać, bo jest duży ruch, od którego się odzwyczailiśmy. Za Budapesztem trasa oddala się od rzeki i w dodatku jest słabo lub w ogóle nieoznakowana. Bez mapy ani rusz, widzę, że jesteśmy na wyspie Csepel, która ma 47 km długości i między 3 i 10 km szerokości. Robimy zakupy w sklepie, jak zwykle Leon pożyczył mi pieniądze, tym razem forinty. Wyspa Csepel została utworzona przez dunaj, gdy opuścił górzyste tereny i wypłynął na równiny. Moje obawy wzbudza fakt, czy wydostaniemy się z niej na drugim końcu, bo na mapie nie ma mostu. Pytamy przejeżdżających, czy jest tak prom, ale nie dostajemy jednoznacznych odpowiedzi. .
cx
Decydujemy się jechać na przód. Na szczęście na końcu w miasteczku Szentgyörgypuszta jest śluza z przejściem tylko dla pieszych, my przeprowadziliśmy rowery. Po prawej stronie ukazuje się sympatyczny zagajnik, gdzie wkrótce zakładamy kolejne obozowisko.


12 czerwiec 2011 165km

DS

Ruszamy jak zwykle wcześnie rano – GPS włączony o 05: 48 - szkoda marnować czas. Początkowo jedziemy asfaltowymi drogami, by w końcu wjechać na ścieżkę, która prowadzi po wałach przeciwpowodziowych. Zupełna pustka, tylko my, rzeka i otaczająca nas przyroda. Po drodze miasteczko Fajsz, szukamy sklepu, ale znajdujemy tylko kościół. Leon daje monetę na ofiarę, ja zapalam świeczkę w intencji pomyślności wyprawy. Zapasy trochę się skurczyły, pora na "shopping time". Pytamy napotkanych ludzi gdzie jest supermarket. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że w niedzielę na Węgrzech jest wszystko zamknięte, bo to kraj katolicki. Na moją odpowiedź, że u nas wszystko otwarte wywołaliśmy wyraz zdziwienia na twarzy, przecież Polska to też katolicki kraj. No trudno, jedziemy dalej. Mijamy jakiś festyn, pełen folklor. Częstują mnie tokajem z plastikowych kubków, machnąłem dwa, bo pić się chciało. W końcu w Baja natrafiamy na otwarta stacje benzynową. Serwujemy napoje i lody.
cx
Do granicy z Serbią coraz bliżej, więc pora się rozbić trochę wcześniej, żeby nie w pasie granicznym. Zjeżdżamy w zarośnięta polna drogę, opadająco miarowo w dół. Po 200m nie było nas widać z drogi, świetne miejsce na biwak.