SEZON 2011

KWI 30 MAJ 2 2011 215 KM 3 KOLARZY 12°C

DS

Jak co roku staramy się spędzić długi weekend majowy na ciekawych wycieczkach, w tym roku padło na Pieniny. Początkowo prognozy zapowiadały wręcz upały, jednak, czym bliżej do wyjazdu zapowiedzi były coraz gorsze. Stwierdziliśmy jednak, że nawet deszcz nas nie powstrzyma i wyruszyliśmy już w piątek 30 kwietnia do Grywałdu, miejscowości położonej niedaleko Krościenka nad dunajcem. Z tego miejsca planowaliśmy dalsze wypady. Jako, że dotarliśmy na miejsce samochodem pod wieczór, zorganizowaliśmy sobie od razu ognisko, kiełbaski kupione były już na zapas w Zabrzu. Rano pobudka i decyzja, że jedziemy na Słowacje zobaczyć Zielone Pleso. Na śniadanie makaron, żeby starczyło sił na górki. Za granicą benzyna po 1,5 euro, więc ruch samochodowy bardzo umiarkowany. Do Tatr Wysokich dotarliśmy piękną asfaltową ścieżką rowerową. Nad górami potężna ciemna chmura, choć tu na dole świeci słonko. Postanowiliśmy nie ryzykować, zwłaszcza, że do domu daleko, bo teren bardzo górzysty. Podjechaliśmy do Tatrzańskiej Łomnicy, gdzie zjedliśmy obiad i przeczekaliśmy pod dachem nagłą ulewę. Aby nie wracać tą samą trasą, podążyliśmy w kierunku Łysej Polany, podziwiając przepiękne widoki. Było jeszcze trochę pod górkę do Bukowiny Tatrzańskiej, za to potem już całkiem przyjemnie, bo zjazdy. Wzdłuż zalewu Czorsztyńskiej dotarliśmy do Niedzicy, a potem do domu. Sto pięćdziesiąt kilometrów w ciężkim ternie, byłem nieludzko zmordowany, co skrzętnie zauważyli moi koledzy. Roman w życiowej formie, zachował siły nawet na wieczór, który tradycyjnie spędziliśmy na pieczeniu kiełbasek na ogniu.


sa
DS

Poranek mglisty, siąpi deszczyk, ale wkrótce wychodzi słonko. Przez Krościenko docieramy do dunajca i kierujemy się pięknie wyjącą się wzdłuż rzeki ścieżką rowerową w kierunku Czerwonego Klasztoru. Na trasie pełno majowych rowerzystów, na wodzie, co chwila łódka wypełniona turystami. Tu odbywa się słynny spływ dunajcem, 35 zł od osoby. Na polską stronę przechodzimy po kładce w Sromowcach Niżnych, uwieczniając to na fotografii z Trzema Koronami w tle, to nasz następny cel. Podejście jest bardzo malownicze, rowery niesione, jako bagaż. Rozpadało się solidnie, większość turystów schodzi w dół. Tylko my ciągniemy do góry, wywołując czasami spory podziw. Na szczycie zero widoczności, to minus naszej wycieczki. Roman łapie się na mandat od leśnika, za zakaz poruszania się rowerem, a przecież my je tylko nieśliśmy. Jest tak ślisko i tylu ludzi, że tylko szaleniec mógłby próbować tutaj zjeżdżać. Ale podobno tacy byli, doszło do wypadku i stąd zakaz. Schodzimy z rowerami do Przełęczy Szopka i dalej kierujemy się szlakiem niebieskim w kierunku Czorsztyna. Ciągle pada, turystów wymiotło, można, więc ostrożnie poruszać się na rowerze, zwłaszcza, że nie ma dużych spadów i wzniesień. Mijamy Hałuszową wyjeżdżając z lasu. Polną drogą docieramy do Bacówki. Zaglądamy do środka, gdzie odbywa się produkcja oszczypek. Jest tyle dymu, że nie da się oddychać, szybko uciekamy na zewnątrz. Przed zamkiem w Czorsztynie zostawiamy spięte rowery. Idziemy podziwiać resztki zamku, deszczyk ciągle rosi. Z wieży podziwiamy malowniczy krajobraz, na drugim brzegu zalewu widać zamek w Niedzicy. Pora się ogrzać i coś zjeść. W miłej gospodzie odzyskujemy werwę na dalszą cześć dnia, bo nic tak nie wzmacnia jak pełny brzuch. Do domu przyjemny długi zjazd, jest jednak bardzo zimno, więc solidnie marzniemy, zwłaszcza, że wszystko przemoczone. Gospodyni jednak przewidziała, że będziemy musieli suszyć solidnie obłocone rzeczy i uruchomiła centralne ogrzewanie. Po ciepłej kąpieli humory od razu wróciły na stały wysoki poziom. Tego wieczoru poszliśmy sprawdzić miejscowe klimaty, a później był czas na bilard.


sa
DS

W poniedziałek musieliśmy wracać, bo Janek szedł do pracy. Do południa postanowiliśmy zdobyć górę Lubań. Niebieski szlak rowerowy przechodził nie daleko naszego miejsca pobytu. Końcówka bardzo trudna, pchanie roweru na dużym wzniosie, śliskie, mokre podłoże nie ułatwiało zadania. Po dwóch dniach nadal bolą mnie niektóre mięśnie. Na szczycie pole biwakowe, nawet rozbite parę namiotów. Sporo ludzi, słoneczna pogoda pozwala na długie wycieczki. Udajemy się czerwony szlakiem, który prowadzi do Krościenka. Długie zjazdy i ciągłe hamowanie powodują silnie zużycie klocków hamulcowych. Janek w swoim żywiole pognał do przodu. Po dotarciu do miasta jemy w centrum obiad i wracamy do kwatery. Krótkie pakowanie i jesteśmy w drodze. To był kolejny udany wypad.


sa