SEZON 2011

Po Pieninach nadszedł czas na Bieszczady. Nocleg zarezerwowany w domku w miejscowości Myczkowce, 5km od zapory w Solinie. Na miejsce dotarliśmy przed 23 w nocy, bo droga się przedłużyła i ruch był także duży.

SIE 28 2011 85 KM 3 KOLARZY 34°C

DS

Pogoda wyśmienita, więc postanowiliśmy objechać wokół szybko Jezioro Solińskie i potem zażywać kąpieli słonecznych. Trasa okazała się bardzo wymagająca, silnie pagórkowata. Przez Łobzów Górny dotarliśmy do Teleśnicy. Tu opuściliśmy asfalt, kierując się na czerwony szlak rowerowy poprzez polne wertepy. Mała pętla bieszczadzka prowadzi dalej asfaltem na Czarną Górę, my wolimy leśne ostępy. Szlak trudny, często trzeba zsiadać z roweru. Po 10km docieramy do asfaltu w miejscowości Chrewt. Posilamy się żurkiem w miejscowym barze i zjeżdżamy nad brzeg jeziora w celu wykapania się. Jest sporo ludzi wypoczywających nad wodą. Po krótkiej przerwie jedziemy niepewni w kierunku Rajska. Powiadomiono nas, że most jest w budowie i możliwe, że przeprawimy się łódka, ale tego dokładnie nic nikt nie wie. Po drodze odwiedzamy wytwórnię węgla drzewnego, robimy sobie zdjęcia przy piecach do wypalania. W Rajskim Romek przeskakuje przez ogrodzenie postawione w poprzek drogi. Na nim wielki zakaz ruchu i zakaz wstępu. Czekamy, co załatwi. Wraca po chwili i wszyscy przerzucamy rowery przez przeszkodę. Stróż pilnujący tego miejsca przeprowadza nas po niedokończonej budowli na drugi brzeg, Romek dał mu 5 zł, bo więcej nie miał drobnych. Udało się, bo inaczej czekał nas długi objazd. Temperatura sięga 35 stopni, ciągle do góry i szybko nad dół. Rowerzystów w ogóle nie widać. W końcu docieramy do Polańczyka, zjeżdżamy do plaży. Sporo ludzi. Czas na wymarzona kąpiel, od brzegu jest zaraz bardzo głęboko, a ratownika nie widać. Po 18 godzinie jemy schabowego na obiad. Teraz kierunek zapora w Solinie. Znowu podjazd, trzeba dać z siebie resztki sił. Na drodze do zapory tyle ludzi, że trzeba prowadzić rower, ni jest zakaz ruchu. Przechodzimy zapora na drugą stronę, tutaj okolica wygląda jak centrum rozrywki. Chwile się kręcimy i wracamy – oczywiście zaliczając kolejny podjazd – do miejsca zamieszkania.


sa

SIE 29 2011 17 KM 27°C

Jakoś późno wstaliśmy. W planach jest długa trasa do granicy ze Słowacją, ale mnie i Romkowi nie chce się jechać tak daleko. Ostatecznie jedzie tylko Janek i zaczeka na nas w Wetlinie, gdzie przyjedziemy do niego samochodem. Pakujemy się i ruszamy w dwójkę na krótka trasę wokół jeziora Myczkowce. Przejeżdżamy przez malowniczą zaporę i ostro wspinamy się po schodkach na wysoka skarpę. To czerwony rowery. Lasami i polnymi ścieżkami docieramy do Soliny, tym razem zaporę obserwujemy od dołu. Po chwili już asfaltem jesteśmy w Myczkowcach. Obiad i kotka drzemka. Samochód spakowany, żegnamy się z gospodarzami i wyruszamy w kierunku Wetliny. Ostatni raz rzucamy okiem na jezioro Solińskie i pięknie wijąca się nieremontowaną drogą wzdłuż rzeczki Witlinka, poprzez rozpadające się mostki docieramy na miejsce. Mamy zarezerwowany domek, warunki iście bieszczadzki, ale nie narzekamy. Wieczorem robimy ognisko i omawiamy plany na dzień następny.

SIE 30 2011 95 KM 3 KOLARZY 24°C

DS

Rano po śniadaniu jedziemy na rowerach w kierunku przełęczy nad Brzegami Górnymi 873 m n.p.m. Podziwiamy widoki, sporo chętnych do pieszej widoki na połoninę. Stąd można dotrzeć do Chatki Puchatka. Ostry zjazd w dół, odwiedzamy Ustrzyki Górne a następnie w Bereżkach wchodzimy na rowerowy czerwony, przynajmniej tak oznaczony na mapie. Na miejscu okazuje się, że jest zakaz jazdy rowerami. Siedzi strażnik parku i żąda opłaty 6 zł od osoby. Rowery możemy prowadzić. Wchodzimy do parku, prowadząc rowery docieramy do schroniska Koliba. Jesteśmy na połoninie Caryńskiej. Pogoda nadal wyśmienita. W dół prowadzi kamienista droga (transbeskidzki szlak konny), ale da się jechać. Docieramy do asfaltu w miejscowości Dwernik, gdzie odwiedzamy miejscowy kościółek. Pora na obiad, a tu nawet nie widać sklepu. Los nam sprzyja. Znajdujemy sklep, a potem w Zatwarnicy jemy posiłek z dwóch dań plus kompot. Pełna waza zupy momentalnie zniknęła. Jest już późno po 16 godzinie, ale nie odpuszczamy. Pniemy się na przełęcz Hulską 794m n.p.m. i niebeskim szlakiem wzdłuż szczytów kierujemy się na Chatkę Socjologa. Tutaj krótki odpoczynek, bo czas nagli. Droga w dół to makabra. Zdewastowana przez ciężki sprzęt gliniana droga przypomina pobojowisko. Jakoś to przechodzimy i znowu jesteśmy w Drewniku. W kierunku Brzegów Górnych prowadzi asfaltowa droga górskich potoków. Następuje 2 km podjazd na przełęcz i długi zjazd do Wetliny, jest przed 20 godziną, na dworze szaro. Wpadamy do schroniska na żurek, żeby się posilić i zmęczeni kładziemy się spać.


sa


SIE 30 2011 3 kolarzy pieszo i na rowerze 22°C

DS

Pora wracać do domu. Pakujemy wszystko do auta prócz rowerów i żegnamy się z gospodarzem ośrodka, zwanym „Niedźwiedziem”. Pedałujemy w kierunku szlaku żółtego prowadzącego na połoninę Wetlińską. Przy budce strażnika parku spinamy rowery i po zapłaceniu 6,80 od osoby idziemy pieszo w góry. Na tablicy 2h drogi. Na szlaku sporo turystów, przed jedenasta jesteśmy na przełęczy Orłowicza, skąd idziemy w kierunku szczytu Smerek 1195m n.p.m. Podziwiamy krajobraz. Nadal dopisuje aura, na szycie około 12 osób, więc tłoczno. Szybko schodzimy w dół i wsiadamy na rowery. Wejście i zejście zajęło nam 2 godziny. Idziemy na obiad do schroniska PTTK, pakujemy rowery do auta i pora ruszać. W dobrych humorach docieramy do domów. W Bieszczadach nie widać rowerzystów. Odstrasz ich być może silnie pagórkowaty teren. Jednak piękna przyroda i wspaniałe widoki warte są tego wylanego potu, no i atmosfera odwiedzanych miejsc jest niesamowita. Kto nie widział niech żałuje?.


sa