SEZON 2011

Huragan Zabrze: emerytura na rowerze
Wpisany przez Paweł Franzke napisz do autora   niedziela, 24 kwietnia 2011 08:12

SPORT AMATORSKI. Kolarstwo to dla nich sposób na aktywną emeryturę. Na co dzień pokonują krótkie – ale nie dla przeciętnego rowerzysty - dystanse, ale od czasu do czasu zbierają się na wielką wyprawę. Ostatnim ich wyczynem był wyjazd pod Wielką Krokiew, na konkurs-pożegnanie Adama Małysza. Przejechali w sumie 420 km (tam i z powrotem), żeby zobaczyć ostatni skok mistrza nart.

Jest ich dziesięciu. To przede wszystkim zabrzanie, ale także mieszkańcy Rudy Śląskiej, Knurowa, a nawet Mikołowa. Większość z nich w przeszłości pracowała w KWK Sośnica-Gliwice, żaden z nich wcześniej ze sportem na poważnie nie miał do czynienia. Dopiero teraz ich wzięło, na emeryturze. Założyli amatorski klub sportowy, mają swoje klubowe trykoty. A dlaczego nazwali go Huragan? – Miałem kiedyś rower, który się tak nazywał... – przyznaje z rozbrajającą szczerością Andrzej Makoś.

Skrzykują się przez swoją stronę internetową. Na rower siadają nawet co drugi dzień – taka jednorazowa wycieczka jest nie krótsza niż 60 km, ale zdarzają się też dłuższe. Co jakiś czas planują zaś wyprawę przed duże „w”. Dwa lata temu w czwórkę przejechali wzdłuż polskiego wybrzeża i objechali Mazury (w sumie 1,5 tys. km), rok temu sześciu z nich wybrało się do Dubrownika (razem z przejazdem wzdłuż wybrzeża Adriatyku dało to 2,5 tys. km).

Pomysł wyjazdu do Zakopanego był spontaniczny. Przez internet kupili bilety wstępu, zarezerwowali kwatery. Wystartowali w piątek (25 marca) o godz. 6.30, jak zawsze spod kopalni w Zabrzu-Makoszowach. Ruszyli w szóstkę, bo tym którzy zdecydowali się na tę wyprawę (Makoś, Jan Polus i Roman Kwestarowski) trzej inni postanowili asystować do Oświęcima. Tam nastąpiło rozstanie – jedna grupa wróciła do Zabrza, pozostali ruszyli dalej. Pierwszy odpoczynek zrobili sobie na rynku w Wadowicach – na kanapki i papieską kremówkę. Kolejna przerwa na obiad w Rabie Wyżnej i potem już drogą nr 958 ostro pod górę do Zakopanego. Trasę pokonali zgodnie z planem, w około dwanaście godzin. Szkoda tylko, że same zawody Skok do celu z powodu złej pogody w zasadzie się nie odbyły. – A mieliśmy dobre miejsca na trybunie – wzdycha Makoś. – Pierwszy raz byłem na konkursie skoków w Zakopanem. Wziąłem aparat fotograficzny, liczyłem, że narobię sobie zdjęć, ale cóż...

Drogę powrotną rozłożyli już sobie na dwa dni. Zaczęli od wjazdu na Gubałówkę – było zimno, więc na szczycie jako jedyni rowerzyści wzbudzili u innych turystów niemały podziw – z której po raz ostatni rzucili okiem na skocznię i panoramę Zakopanego. Stamtąd ruszyli najpierw do Zawoi, a nazajutrz do Zabrza. O ile do Zakopanego wyprawa przebiegała gładko, to w drodze powrotnej nie obyło się bez przygody. W jednym z rowerów pękła... szprycha. ­– To nie był żaden problem. Ruszając w tak dalekie trasy jesteśmy przygotowani na wszystko – śmieją się.

Snują już koleje plany – 7 czerwca puszczą się do Wiednia, a stamtąd pojadą wzdłuż Dunaju aż do jego ujścia do Morza Czarnego.


Z Zabrza do Zakopanego i z powrotem (od lewej): Roman Kwestorowski, Jan Polus i Andrzej Makoś.
Do klubu należą także: Stanisław Banasiak, Jerzy Pielok, Henryk Lasończyk, Roman Kuliński, Marian Mańka, Jerzy Mielczarek oraz Leon Chapeta.