27 WRZEŚNIA 2012 WISŁA CZARNE

Zbliżający się weekend znowu zapowiadał się obiecująco, synoptycy zapowiadali upalne dni, więc trzeba było to wykorzystać. Tym razem Janek został kierowcą, Romana zatrzymały obowiązki służbowe, obiecał jednak dojechać do nas wieczorem na rowerze z Zabrza, czego się nie robi aby spędzić czas na łonie natury.

Postanowiliśmy na krótki czas opuścić Brenne i na miejsce noclegu wybraliśmy domek campingowy w Wiśle Czarne, to dobre miejsce na wypad rowerowy po górach. Wzdłuż Czarnej Wisełki prowadzi lekko pod górkę, urocza asfaltowa dróżka, spokój i przepiękne widoki. Obieramy kierunek na Baranią Górę przez Pietraszonkę, gdzie odbijamy z asfaltu na niebieski szlak prowadzący do schroniska Przysłóp. Tutaj pojawia się lekka mżawka, ale nie zraża nas to, następuje tradycyjny krótki odpoczynek i ruszamy żwawo pod górę w kierunku Baraniej, duże nachylenie i kamienista droga powodują, że prowadzimy rowery. Końcówkę można już śmiało jechać, przy wieży widokowej pamiątkowe zdjęcie, pogoda niepewna, duże zachmurzenie powoduje ograniczoną widoczność, nie można w pełni podziwiać krajobrazów.

Barania Góra 122 0m

Janek wiedział, że na szycie nie ma schroniska, więc pijemy zapasy zabrane ze sobą, tacy jesteśmy przewidujący. Następny cel to Przełęcz Salmopolska, przez Gawlas 1077m, droga prowadzi ostrym zjazdem w dół przez las, w końcu docieramy do drogi gruntowej, która prowadzi do samej przełęczy.

Czas na obiad, rozpadało się niemiłosiernie, ale my pod dachem spokojnie to przeczekaliśmy i potem ruszyliśmy żółtym szlakiem w kierunku Trzech Kopców, skręcając potem na czarny szlak prowadzący w kierunku głównej drogi w Wiśle. Janek obiecywał asfalt, napotkałem jednak błotnisty zalany kałużami szlak, nawet napotkane na trasie jaszczurki, z powodu wychłodzenia nie miały siły przed nami uciekać.

Karczma Beskidzka

Ślad Romana. Asfalt w końcu się pokazał, na głównej drodze bez zastanowienia zatrzymaliśmy się w Karczmie Beskidzkiej, trzeba się było ogrzać i odpocząć. Zaczęło znowu padać, patrząc przez okno, a było po godzinie 17 i już szarzało , zauważyłem przejeżdżającą sylwetkę rowerzysty, to nasz dzielny Roman w deszczu i chłodzie podążał do miejsca noclegowego.

Ognisko. Ruszyliśmy za nim, szukał nas miedzy domkami campingowymi i bardzo się ucieszył na nasz widok. Jak jest Roman to jest i ognisko, szybko zrobione pod wiatą. Mieliśmy kiełbaski, a i przemoczone rzeczy mogły wyschnąć.